Wpis przeniesiony: Jest ryzyko, jest zabawa

Hej, haj, heloł!
Sytuacja, którą dzisiaj opiszę, miała miejsce ponad 5 lat temu, więc spokojnie mogę się nią z Wami podzielić. Tyle minęło, opisywany uczeń już po maturze to chyba nikt o ocenę z gimnazjum kłócić się nie będzie :-)

Ale najpierw jeszcze kilka lat wstecz. Studia. Zaliczenie ustne na koniec semestru u Pani Doktor, która była na zastępstwie za naszego Wykładowcę, który przebywal na wymianie w Niemczech. Z racji tego, że pani na zastępstwie, to po co utrudniać, może 3 na piękne oczy, prosimy. Już widać, że pani by na to przystała, ale dla zasady musi odmawiać :-) Próbujemy dalej: że tyle czasu się straci, że na zajęciach byliśmy aktywni, że w sumie każdy się wypowiadał... Pani Doktor od niechcenia się zgadza: kto chce 3 daje indeks, kto chce więcej zostaje na zaliczenie. Większość rzuciła się do biurka jak sępy, koleżanka też już zwarta i gotowa, a mnie coś tknęło. Nie wiem czy to przeczucie, kobieca intuicja czy co za licho mnie podkusiło...

Mówię do koleżanki: "Zostań, będziemy miały więcej niż 3". A ona w panikę: "Co ty! Ja nic nie umiem! Siara będzie, idę po 3". Ona nic nie umie, phi! Ja też nie :-) Ale no risk, no fun! Nasza dyskusja trwała w najlepsze, kolejka po trójki malała wprost proporcjonalnie do wzrostu paniki mojej koleżanki. Ostatni trójkowicz wyszedł, koleżanka wachluje się indeksem, a ja spokojnym głosem: "Pani Doktor, została nas garstka, każdy przygotowany, inaczej byśmy przecież nie zostali. Może zrobimy krótką pogawędkę i rozejdziemy się z czwórkami?" :-)
"Jak już tak naciągacie, dajcie te indeksy, wpiszę Wam 4." Mojej koleżance jakby motorek do czterech liter podłączyli! Już chce lecieć! A ja ją fik za rękaw na koniec kolejki. Wszyscy zadowoleni z czwórek, powoli wychodzą uśmiechnięci, tylko ja i koleżanka przy biurku, uśmiech do Pani Doktor, że dobrze że się nauczyłyśmy, ale stresu nie ma przy zaliczeniu, że miło nam, cud, miód, malina. Pani Doktor patrzy na mnie, na indeks, na mnie, na koleżankę, wpisuje, uśmiecha się i mówi: "To jak umiecie to macie piątki". Ja kulturalnie podziękowałam, koleżanka nie była w stanie, tak zbladła ze strachu :-)
Dobrych parę lat później to ja byłam po drugiej stronie barykady i byłam nauczycielem. Lekcja w gimnazjum, część uczniów zwolniona z pytania, bo byli na zawodach kilka dni, część po chorobie, pozostali zgłosili nieprzygotowanie. Ale patrzę, jedna zabłąkana owieczka, ani nie zwolniona, ani nic nie zgłaszała, no centralnie wystawia się do odstrzału! "X, nie zgłaszasz nieprzygotowania?"
"Nie, proszę Pani, umiem."
Krzyki i poruszenie w klasie: "Ej, tylko ty zostałeś! Na pewno Cię spyta! Zgłoś nieprzygotowanie, bo Cię spyta!"
"X, zapraszam" - mówię. "Umiesz? W takim razie wpisuję Ci ocenę bardzo dobrą, bo jakbyś nie umiał, na bank byś zgłosił nieprzygotowanie."
Karma wraca, moi Drodzy :-)
Także słówko na dziś:
Ryzyko - das Risiko
Na własne ryzyko - auf eigene Gefahr
PS. Materiał z tego semestru i tak trzeba było się nauczyć na egzamin, już bez taryfy ulgowej.
PS2. Uczeń i tak wszystko umiał. Przepytałam go na kółku.

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda? :-)

Miłego!

Wpis przeniesiony: Po co, po co, po co?

Hej, haj, heloł!
Dzisiaj kilka słów na temat, nazwijmy go roboczo, "po co". Po co uczyć się niemieckiego? A na co mi on? Ile razy słyszałam to od moich uczniów :-) Częściej nawet niż pytanie "Jak jest zakręt po niemiecku?"

Marudy te moje kochane twierdziły, że niemiecki to zło. Zło bo wojna, zło bo brzmi jak nakaz rozstrzelania, zło bo trudniejszy (tak im się z początku wydawało) niż angielski, zło bo niepotrzebny bo piosenki i tak są po angielsku, normalnie zło w pełnej krasie...
I oni, biedactwa moje, muszą się tego niemieckiego uczyć! I to moja wina! :D Gdy emocje trochę opadły, i pogodzili się jakoś ze swoim losem, doszło zdziwienie: a Pani lubi ten niemiecki? A czemu Pani uczy niemieckiego? Bo Pani fajna, to nie powinna Pani uczyć niemieckiego...
No ale uczę. I lubię uczyć. Moje argumenty za tym, że warto się uczyć niemieckiego?
To, że warto się uczyć, bo podróże, bo świat stoi otworem, bo perspektywa lepszej pracy, bo takie czasy, że część będzie pracować za granicą, że wymiany uczniowskie i studenckie, że ile znasz języków, tyle razy żyjesz (według Goethe), pal licho, każdy wie.
Ale jak ten niemiecki taki zły, to może warto znać język wroga? Bo on taki zły, że w piekle mówią na pewno po niemiecku, to może zawczasu trzeba się przygotować? Poza tym, jak gdzieś kiedyś usłyszałam (gdybym to ja wymyśliła, byłabym dumna i blada, więc szacun), w dzisiejszych czasach angielski to mus, niemiecki to plus!
Także słówko na dziś:
Zakręt - die Biegung :-D  no dobra: die Kurve też
Miłego!
PS. A "po co" ty uczysz albo uczyłaś/eś się niemieckiego? Napisz! :)

Wpis przeniesiony: Słówko na dziś - konkurs

Hej, haj, heloł!
Słuchając dzisiaj radia w aucie, przypomniała mi się pewna sytuacja i teraz chodzę z tak zwanym bananem na twarzy. :-D Otóż z dwa lata temu musiałam zadzwonić do jednego z rodziców moich wychowanków. Nic groźnego się nie stało, uczeń nic "nie wywinął", więc telefon miał być zupełnie nieszkodliwy. Dzwonię na luzie, pierwszy sygnał, drugi, ktoś odbiera. I to były, moi Drodzy, ułamki sekund.
Ja: łapię oddech, żeby powiedzieć standardową formułkę, że wychowawczyni, że....
W telefonie w trakcie mojego wdechu nie dając mi dojść do głosu: RMF FM NAJLEPSZA MUZYKA!
Ja: wydech wstrzymywanego powietrza, ponowny wdech, żeby wydusić tę formułkę, że to wychowawczyni, niestety nie RMF FM i nic Pan nie wygrał...
Zawód straszny... mi z jednej strony chce się śmiać, z drugiej strony mega głupio... nawet Pan się nie ucieszył, że syn wygrał konkurs i dostał się do etapu powiatowego i potrzebna jest zgoda na udział...
Także słówko na dziś:
Konkurs - der Wettbewerb
Miłego!

Wpis przeniesiony: "Nie wiem"

Hej, haj, heloł!
Od zawsze starałam się oceniać sprawiedliwie, a nie po pozorach. Piątkowy uczeń nie umie? No trudno. Nie dostanie jedynki, bo jest piątkowy? Pfff... A dlaczego uczeń nieklasyfikowany z dwóch przedmiotów i zagrożony z pięciu nie może mieć z niemieckiego trójki? A może! Mam nadzieję, że mi to wyszło, ale zostawiam to do oceny moim uczniom :-)

Do czego zmierzam. Do tego oceniania po pozorach. Miałam raz zastępstwo. Pierwsza klasa gimnazjum, grupa początkująca, nie mieli niemieckiego w podstawówce, raptem jedno półrocze w gimnazjum. Niby nic, ale jakieś podstawy powinny już być. Niby zastępstwo, ale o uczniach trochę wiedziałam. Szczególnie o tych wybitnych: pozytywnie albo negatywnie (tak, nauczyciele też czasem plotkują o uczniach, tak jak oni o nas).

Dzwonek na lekcję, idę. Czytamy jakieś dialogi, żeby się z kimś umówić do kina, o której się spotykamy, a o której film, ogólnie ćwiczenie godzin. Nagle w czytance pada krótkie zdanie "Ich weiß nicht".
- Co to znaczy? - pytam jednej z lepszych uczennic.
- Hmm... weiß to biały, nicht to nie... Hmm... No coś z białym... nie białe? To co, kolorowe?
- Co to znaczy? - pytam jednego z klasowych rozrabiaków.
- Nie wiem.
- Dobrze!
Nie wiem kto był w większym szoku. Klasa, że ich słynny rozrabiaka coś dobrze powiedział, czy ten rzeczony klasowy rozrabiaka :-) Ale po tej pochwale jakoś z mniejszym zainteresowaniem patrzył przez okno, a nawet zerkał do książki.
Także słówko na dziś:
Pozory mylą - der Schein trügt
Miłego!
PS. Uwielbiam ten "chwyt", żeby zapytać najmniej zainteresowanego ucznia, co znaczy "Ich weiß nicht". Spróbujcie :-)

Wpis przeniesiony: Studentem być

Hej, haj, heloł!
Nowy Rok Akademicki czas zacząć :-) z perspektywy czasu - piękne wspomnienia, mnóstwo nauki, trochę kombinowania, wiele zebranych doświadczeń i umiejętności na całe życie. Z perspektywy pierwszego tygodnia - "Mamoooo!!! Ja wracam do domu, po co mi te studia, ja nie dam rady!!!" :-) Dobrze, że Matula mi ten pomysł z głowy wybiła.
Pamiętam jak dziś to przerażenie w naszych oczach, że nie ma lekcji, nie ma klas, i nie ma nauczycieli. Parę wpadek, i już wiedzieliśmy, w której SALI ma ZAJĘCIA która GRUPA. No i z którym DOKTOREM bądź innym PROFESOREM. Pamiętam pierwszy wykład, z paniką w oczach, że inni notują więcej niż ja! (Studenckiego kserowania nie byłam jeszcze świadoma).
Zresztą, notowali i tak co drugie słowo, do czego wszyscy się potem przyznaliśmy, bo nikt zbytnio na pierwszym wykładzie nie czaił, co to ta hermeneutyka jest :-D ale gwoździem do trumny były zajęcia w piątek.

Akurat kolega był "maglowany" z zamiany zdania przydawkowego na rozszerzoną przydawkę i odwrotnie i cóż, nie szło mu zbyt dobrze, gdy nagle słyszę pytanie:
"Czy ktoś w tej grupie jest z tego samego liceum co pan X?"
O kurczę. Lekka panika. Przyznać się, czy się nie przyznać. No dobra, chyba mnie nie zabiją. Może powiem cicho, nikt nie dosłyszy, ale jakby co to się zgłosiłam? Genialne!
"Ja" odważnie, ale cicho, bez zbędnego rozwijania wypowiedzi, co zwiększa ryzyko bycia usłyszanym.
"To świetnie. To może Pani pomoże koledze" - wdzięcznie, z uśmiechem... Jadowitym uśmiechem ;-)
Tego zdania o nowoczesnych domach, które zostały wybudowane przez firmę należącą do mojego wujka, który mieszka w USA nie zapomnę nigdy!
Także łączę się w bólu razem z Wami, kochani Studenci. I uwierzcie, że dacie radę :-) nie takie te studia straszne ;-)
Ps. A tej pani od jadowitego uśmiechu, zawdzięczamy najwięcej i do dzisiaj jest najmilej wspominana z całej kadry.
Także słówko na dziś:
Nieprzespane noce - durchwachte Nächte
Miłego!

Wpis przeniesiony: Słówko na dziś - komplement

Hej, haj, heloł!
Jak usłyszeć komplement średnio co godzinę, praktycznie przez cały tydzień?
Omawiaj z uczniami dialogi w sklepie odzieżowym!

"Wo kann ich die Hose anprobieren?"
"Gdzie mogę przymierzyć spodnie?"
I tak czytamy dialogi.. Tłumaczymy... Aż nagle

"Sie sehen super aus" - czyta X. "Wygląda Pani super" - tłumaczy.
"Dziękuję :-D" - skromna ja. Można? Można! Ta-dam!
Więc słówko na dziś:
komplement - das Kompliment
prawić komuś komplementy - jemandem Komplimente machen
Miłego!

Wpis przeniesiony: Dla najlepszych nauczycielek (i nauczycieli), oczywiście niemieckiego

Hej, haj, heloł!
W związku z dzisiejszym Dniem Edukacji Narodowej, dla każdej nauczycielki z osobna z dedykacją :)
(dla nauczycieli też, oczywiście!)
I żeby jednak na koniec roku wyglądać tak, jak na początku :)
Słówko na dziś (obowiązkowe z okazji święta):
lenistwo - die Faulheit
I polecam tak świętować, że dzisiaj nic poza tym :) Ewentualnie kawusia, dobra książka... co tam chcecie.
Miłego!

Wpis przeniesiony: Z lekka zdziwiony...

Hej, haj, heloł!
Zanim przejdę do historii właściwej, musicie poznać kilka faktów.
Fakt numer 1: jestem blondynką.
I tak, zdarza mi się, jak każdemu normalnemu człowiekowi, walnąć jakąś głupotę. Wtedy ludzie jakoś tak przez ten kolor włosów patrzą z mniejszym zdziwieniem. W końcu blondynka... - więc moje gafy były uzasadnione.
Fakt numer 2: wspominałam już o tym (ba! chwaliłam się!), że miałam zaszczyt prowadzić lekcje w sali językowej przypisanej głównie anglistom, gdzie mieliśmy słuchawki, mikrofony i inne bajery. I niekiedy zdarzało się, że podczas mojej lekcji jakiś zabłąkany anglista wchodził mi do klasy w poszukiwaniu słowników, kartkówek do sprawdzania, zeszytów itp.
Fakt numer 3: miałam podręcznik nauczyciela z lekką wadą fabryczną. Otóż cały rozdział miałam wklejony do góry nogami.
Wszystkie fakty połączone? :) Więc, tak, moi Kochani:
Wchodzi kolega anglista do klasy. Widzi koleżankę germanistkę przed biurkiem stojącą przed całą klasą z książką do góry nogami. Ale wiecie co? Kulturalnie nic nie powiedział, popatrzył i wyszedł z lekka zdziwiony :) A ja nieświadomo istotka nie wiedziałam, czemu tak dziwnie zareagował :)
Dopiero po paru dniach, jak śmiałam się z klasą, że byłyby cyrki, jakby ktoś zobaczył babę z niemca w wersji blond z książką do góry nogami, wtedy zajarzyłam... :) A ten dziadyga nic mi nie powiedział! Pochwaliłam mu się moją wyjątkową książką i dopiero chyba wtedy wróciła mu jego wiarę we mnie ;)
Także słówko na dziś:
pozory mylą - der Schein trügt
Miłego!

Wpis przeniesiony: Prima Aprilis w listopadzie? Czemu nie?!

Hej, haj, heloł!
Pisałam coś kiedyś, że nic mnie już w szkole nie zdziwi? Odwołuję!!! Biję się w pierś! Kochani Uczniowie: jesteście nieobliczalni :-D
Wyobraźcie sobie: zaczynam lekcje o 8. Pierwsza mija bez żadnego uszczerbku na zdrowiu dla mnie i uczniów, na przerwie dyżur. Lekcja druga - piszą sprawdzian. Już na początku lekcji zachciało mi się siusiu. Normalna rzecz ;-) czas leci, uczniowie piszą, patrzę na zegarek, eee, niedługo przerwa, pójdę.
Guzik, nie pójdę. Przyszła Mamusia pewnego ucznia... Sprawa do obgadania, przerwa mija. Teoretycznie mój czas wolny, praktycznie - cały czas na posterunku dla uczniów i rodziców ;-)
Lekcja trzecia. Klasa z typu rozbrykanych i wymagających, akrobacje przy tablicy, przechadzki między ławkami, a pęcherz ciśnie. Po trzeciej lekcji dyżur na dworze, toaleta odpada...
Czwarta lekcja. Nie powiem, na zegarek spoglądam chyba częściej niż uczniowie. Dramatu nie ma, ale lekki dyskomfort jest. A jeszcze używając tyle gardła człowiek by się czegoś napił. A jak tu pić jak tak siusiu się chce... Z lekkiego dyskomfortu wchodzę w stan lekkiego dramatu...
Na przerwie, jak na złość, to uczniowie dopytywali o konkurs, to idąc do pokoju nauczycielskiego ktoś o klucz poprosił, a przerwa mi mija. No nic, myślę, na piątej lekcji mam okienko, na spokojnie pójdę.
Dzwonek na lekcję, towarzystwo się rozeszło do klas, chwilę odczekałam żeby lekcje na dobre się zaczęły żeby już nikt mnie nie zatrzymał - idę. Idę. Do. Toalety!!! Co prawda prawie w południe a zachciało mi się o 9, pęcherz pęka w szwach, ale to nic. Grunt że idę. Spokojnie, z uśmiechem, zadowolona...
...i nagle słyszę "Bomba!!!"
Drzwi otwierają się z hukiem i cała klasa wybiega prosto na mnie z sali biologicznej.
...
Na szczęście pęcherz mnie nie zawiódł i wytrzymałam :-) 
Co się okazało? Znana z dowcipów klasa trzecia umówiła się, że zrobią numer pani od chemii. Rzucili plecak na jej biurko z okrzykiem "Bomba!" i wybiegli z klasy. Genialne, prawda?
Tak, poszłam w końcu do toalety - po 13. Nie, koleżanka od chemii nie wybiegła z kasy, jak chcieli uczniowie, tak ją zamurowało.
A człowiek chciał tylko siusiu...
Także słówko na dziś:
Pęcherz moczowy - die Harnblase
Miłego!