Wpis przeniesiony: Słówko na dziś - opowieści dziwnej treści

Hej, haj, heloł!
Słówko na dziś (a właściwie dwa):
Śmiać się - lachen
Płakać - weinen
A oto historia z tymi słówkami związana:
Mieliśmy swego czasu w szkole "odwiedziny" szanownych gości z kuratorium. Niby nic, przecież nic nie mamy sobie do zarzucenia, ale nerwówka i tak była. Czy papiery wszystkie są, czy analiza analizy egzaminu próbnego na 52 strony na pewno wystarczy, i takie tam rozterki. Jako że tydzień wcześniej moi uczniowie zajęli drugie miejsce w województwie (a co!), wytypowana zostałam do wywiadu jako przedstawicielka zespołu językowego. OK, tłuką mi angliści do głowy, że mam sie pochwalić pracownią językową, że mamy wymiany uczniowskie, projekty, dzień języków, mam zachwalać, błyszczeć, wazeliny pozwolili trochę użyć, idę na skazanie. Mój talent gawędziarza się rozwinął, na tle matematyków i innych wuefistów błyszczeliśmy. Dumna i blada, brawo ja! Myślę sobie: ankieta wypełniona, dokumenty oddane, wywiad zaliczony, high life. Panie z kuratorium będą siedzieć zagrzebane w papierkach, ja już nie muszę spinać pośladów. Wtorek po lekcjach, do domu.
Środa. Pierwsza lekcja z klasą, która była zdolna, ale nieokiełznana. Odpowiadali bez podniesienia ręki, jeden przez drugiego, a trzeci jeszcze głośniej, żeby ich przekrzyczeć, ehhh... szczęście chociaż, że odpowiadali dobrze :-) ale ile się nawalczyłam, żeby rękę podnieść, ile, że nie wszyscy na raz. Grochem o ścianę. Kto chciałby przeczytać? Mogę ja? Na 4 głosy... 8.00, dzwonek. Idę pod pracownię językową, bo ten zaszczyt prowadzenia tam lekcji też posiadałam (czyt. wywalczyłam). Patrzę, stoi jakiś facet. Może rodzic? A on do mnie, że jest z kuratorium i przyszedł zobaczyć efekty uczenia! I ładuje się pierwszy do klasy!!!! Moi uczniowie szok. Nie, że ktoś przyszedł "na kontrolę" (tak to odebrali), ale że facet wszedł pierwszy, a u nas zawsze pierwsze wchodzą dziewczyny. Wzruszyłam ramionami, jakoś to przełkniemy, a w głowie już myślę, jaki temat z nimi mam, czy coś ciekawego, czy wykorzystamy różne multimedia, żeby byli aktywni... I tu mignęła mi czerwona lampka: oni są aktywni, ale w ten mało tolerowany przez nauczycieli sposób! Spinam jednak te poślady i show must go on. Pan siada w ostatniej ławce, lecimy z czytanką, standardowe pytanie: czy ktoś chciałby przeczytać? Patrzę po klasie, cisza, i blagalne oczęta: tylko nie ja. Pytam troszkę głośniej: kto chciałby przeczytać? I patrzę po tych co ambitniejszych uczniach. Kręcą lekko glowa i szepczą: proszę pani, nie ja, ja się boję... A ja marzę, błagam po prostu, żeby usłyszeć: mogę ją? Nie, nie usłyszałam... musiałam rzucić na pożarcie jedną z uczennic: X, może ty przeczytasz?...
Brniemy dalej, tworzymy dialogi w parach, słychać już jakieś efekty, ja dumna i blada że jednak potrafią,i nagle widzę rękę w górze. Jest!!!! Y sie zgłasza!!!!!! Pokażemy, że nasi uczniowie są aktywni!!!!!!!
Ja: Tak, Y?
Y: Proszę Pani, czy mógłbym opuścić salę, by oczyścić nos?
...
..
.
Ja: Oczywiście... o.O
Zadanie domowe zadane, dzwonek, pan podziękował za lekcję, wychodzi. Pakuję rzeczy w lekkim jeszcze szoku, klasa o dziwo nie wyszła, podchodzą do biurka i słyszę: Proszę Pani, dobrze się przed tym facetem zaprezentowaliśmy? Byliśmy cicho!
Także tego, śmiać się czy płakać? :-)
Miłego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz